
Adam Zagajewski
Era, quello, un giorno nondove appena tornato dal funerale di mio padre,
un giorno fra i continenti, smarrito camminavo per le strade
di Hyde Park ascoltando brandelli di voci americane
a nondove appartenevo, ero libero,
ma se questa è libertà, pensavo, allora preferirei forse
essere prigioniero di un buon re, di un affettuoso imperatore;
il flusso delle foglie si opponeva alla corrente del rosso autunno,
il vento sbadigliava a fauci spalancate come un cane da caccia,
la cassiera nel negozio di alimentari, in nessundove
(era intrigata dal mio accento), domandò di dove io fossi,
ma avevo dimenticato, avevo voglia di raccontarle
della morte di mio padre, tuttavia pensai: sono ormai
un po’ troppo vecchio per l’orfanità; abitavo
ad Hyde Park, nel nondove, where fun comes to die,
come dicevano non senza gelosia gli studenti di altre università,
era, quello, un lunedì senza carattere, vigliacco,
senza forma, un giorno senza ispirazione, nondove, persino il rammarico
non assumeva un profilo radicale, mi sembra
che lo stesso Chopin in un giorno simile si sarebbe limitato,
nella migliore delle ipotesi, a impartire lezioni
a facoltose, aristocratiche allieve;
tutt’a un tratto mi risovvenni di ciò che aveva scritto di lui
il dottor Gottfried Benn, dermatologo berlinese,
in una delle mie poesie preferite:
“Quando Delacroix esponeva le proprie teorie
si faceva inquieto, perché difatti egli
non sarebbe mai riuscito a giustificare i notturni”,
questi versi, ironici e teneri al tempo stesso,
mi avevano sempre colmato di una felicità
quasi altrettanto grande quanto la musica di Chopin.
Una cosa sapevo: neanche la notte va
giustificata, né il dolore, in nessundove.
Adam Zagajewski
(Traduzione di Marco Bruno)
dalla rivista “Poesia”, Anno XXX, Novembre 2017, N. 331, Crocetti Editore
∗∗∗
Nigdzie
To był dzień nigdzie zaraz po powrocie z pogrzebu ojca,
dzień między kontynentami, zagubiony chodziłem ulicami
Hyde Parku słuchając strzępów amerykańskich głosów,
nigdzie nie należałem, byłem wolny,
ale jeśli to jest wolność, myślałem, to wolałbym chyba
być jeńcem dobrego króla, ciepłego cesarza;
liście płynęły pod prąd czerwonej jesieni,
wiatr ziewał szeroko jak myśliwski pies,
kasjerka w sklepie spożywczym, nigdzie
(intrygował ją mój akcent), spytała, skąd jestem,
ale zapomniałem, miałem ochotę opowiedzieć jej
o śmierci ojca, pomyślałem jednak: jestem już
trochę za stary na sierotę; mieszkałem
w Hyde Parku, nigdzie, where fun comes to die,
jak mówili nie bez zazdrości studenci innych uczelni,
to był poniedziałek bez charakteru, tchórzliwy,
bez formy, dzień bez natchnienia, nigdzie, nawet żal
nie przybierał radykalnej postaci, wydaje mi się,
że sam Chopin w taki dzień ograniczyłby się,
w najlepszym razie, do udzielania lekcji
zamożnym, arystokratycznypł uczennicom;
naraz przypomniałem sobie co napisał o nim
doktor Gottfried Benn, berliński dermatolog,
w jednym z moich ulubionych wierszy:
„Kiedy Delacroix wygłaszał swoje teorie
stawał się niespokojny, on bowiem
nie potrafiłby uzasadnić nokturnów“,
te linijki, ironiczne i czułe zarazem,
zawsze napełniały mnie szczęściem
prawie tak wielkim jak muzyka Chopina.
Jedno wiedziałem: także nocy nie trzeba
uzasadniać, ani bólu, nigdzie.
Adam Zagajewski
da “Asymetria”, A5 K. Krynicka, 2014




