
Czesław Miłosz, foto di Marek Śmieja
I
Sullo scuro rossore della collera
la risposta scortese
l’avversione per gli stranieri
si regge lo stato.
Sui ruggiti del goal
le catapecchie intorno ai porti
l’alcol dei poveracci
si regge lo stato.
— Hermancja, se io rigirassi l’anello
e sparissero quei quartieri che il nostro corteo
percorre in fretta, per non vedere gli occhi fissi nel vuoto,
se invece della costrizione quotidiana, o, per dirla così,
degli svaghi pelosi attinenti alla carnalità,
fingendo, tirata a lucido, di non puzzare affatto,
la gente a teatro rosicchiasse cioccolatini
e si commuovesse per l’amore del pastore Aminta
e di giorno leggesse la Summa, per fortuna troppo difficile,
nessuno sarebbe adatto alle caserme. Lo stato crollerebbe.
II
Si, è vero, il paesaggio è un po’ cambiato.
Dove c’erano boschi, ora ci sono pere di fabbriche e cisterne.
Avvicinandoci ai ponti alla foce d’un fiume ci tappiamo il naso,
la sua corrente trasporta nafta e cloro e composti di metile,
senza parlare delle secrezioni dei Libri delle Astrazioni:
escrementi, urina e sperma morto.
Una grande macchia di colore sintetico avvelena i pesci nel mare.
Là dove il giunco e la canna coprivano il bordo della baia,
ora c’è la ruggine di macchine fracassate, di ceneri e mattoni.
Nei poeti antichi leggevamo del profumo della terra
e delle cavallette. Oggi scansiamo i campi.
Attraversa il più in fretta possibile l’area chimica degli agricoltori.
Sono estinti l’insetto e l’uccello. Lontano un uomo annoiato
trascina polvere dietro al trattore, ha aperto l’ombrello da sole.
Che stiamo rimpiangendo? chiedo. La tigre? Il leone? Lo squalo?
Abbiamo creato una seconda natura a somiglianza della prima,
perché non ci sembrasse per caso di vivere in paradiso.
Forse quando Adamo si risvegliava nel giardino
gli animali si leccavano il muso, sbadigliando amichevoli
e le loro zanne nonché la coda sferzante i fianchi
erano figurativi e l’averla piccola
più tardi, molto più tardi, chiamata Lanius Colludo
non conficcava i bruchi nelle spine del pruno.
Tuttavia, ad eccezione di quel momento, ciò che sappiamo
sulla Natura
non depone a suo vantaggio. La nostra non è peggiore.
Perciò, vi prego, facciamola finita con questi lamenti.
III
Potessi sapere una cosa sola, nient’altro che questo:
in che il pentimento si differenzia dall’ambizione offesa?
Si aprono corridoi di legno trascorso,
la pantofola di raso batte sul caldo piano inclinato,
il caro collo, il suo profumo dura in eterno,
e già accorrono gli sgherri con le prove del delitto:
essudazione di sangue in periferia, un coltello dimenticato.
E quando mi inseguono fino al mattino per le scale,
non capisco, cadendo, attaccandomi alle tende,
se la mia disperazione sia un pentimento perfetto
o soltanto la vergogna di morire senz’onore.
Poi davanti allo specchio esamino le mie palpebre enfie.
Ed è per questo, penso, che ho scritto ad Alessandro
consigliandogli di reprimere le associazioni dei giovani
(Troverai ciò, Hermancja, sotto l’anno 1820).
Detestavo quegli scolari dello sciocco Jean-Jacques,
invidiando loro di credere nella propria nobiltà d’animo.
Sono contrario alle note d’autore, in questo caso tuttavia non è purtroppo possibile evitare un commento. Il nome Hermancja è scelto ad arbitrio e non indica nessuna figura storica. Invece nella parte III è certamente Metternich che racconta i suoi sogni come pessimistico difensore dell’ordine ai tempi della Santa Alleanza, dato che proprio lui nel 1820 scrisse allo zar Alessandro una lettera contenente una analisi precisa delle conseguenze politiche del romanticismo (pur senza usare questo termine). Mi viene anche in mente che il contenuto della mia poesia ricorda un po’ le conversazioni sull’inglese strangolata fra lo zar Michele e il Gran Duca Costantino in Słowacki.*
Czesław Miłosz
1963, Berkeley
(Traduzione di Pietro Marchesani
da “Pippo incantato, 1965”, in “Czesław Miłosz, Il castigo della speranza”, All’insegna del pesce d’oro, 1981
Mille copie numerate – Copia N. 39
* Nel dramma Kordian (1834), atto III scena IX (Trad. ital. a cura di Clotilde Garosci, Utet, Torino 1932, ivi 1956²) (N.d.T.).
∗∗∗
Trzy rozmowy o cywilizacji
I
Ściemnieniem od gniewu
niegrzeczną odpowiedzią
wstrętem do cudzoziemców
stoi państwo.
Rykami goala
portową ruderą
alkoholem nędzarzy
stoi państwo.
– Hermancjo, gdybym obrócił pierścień
i znikły te dzielnice którymi nasz orszak
prędko pomyka, żeby nie widzieć oczu zapatrzonych w nic,
gdyby zamiast codziennego musu, oraz, że tak powiem,
włochatych rozrywek należnych cielesności,
zbyt umyci, udając, że wcale nie śmierdzą,
ludzie w teatrum gryźli czekoladki
i wzruszali się miłością pasterza Amyntasa
a w dzień czytali Summę, na szczęście za trudną,
nikt nie nadawałby się do koszar. Państwo by upadło.
II
Tak, to prawda, że krajobraz trochę się zmienił.
Gdzie były lasy, teraz gruszki fabryk i cysterny.
Zbliżając się do mostów przy ujściu rzeki zatykamy nosy,
w jej nurcie ropa i chlor i związki metylu,
nie mówiąc o wydzielinach z Ksiąg Abstrakcji:
ekskrementach, moczu i martwej spermie.
Wielka plama sztucznej barwy truje w morzu ryby.
Gdzie brzeg zatoki porastała trzcina i sitowie
tam rdza pogruchotanych maszyn, popiołów i cegły.
Czytaliśmy u dawnych poetów o zapachu ziemi
i o konikach polnych. Dziś omijamy pola.
Przejedź najszybciej jak można chemiczną strefę rolników.
Wytępiony jest owad i ptak. Daleko znudzony człowiek
wlecze pył za traktorem, parasol rozpiął od słońca.
Czego tu żal, zapytam? Tygrysa? Lwa? Rekina?
Stworzyliśmy drugą Naturę na podobieństwo pierwszej,
żeby nie wydawało się nam czasem, że żyjemy w raju.
Być może kiedy Adam obudził się w ogrodzie
zwierzęta oblizywały pyski ziewając przyjaźnie
a kły ich tudzież ogon smagający boki
były figuratywne i dzierzba-gąsiorek
później, o wiele później Lanius Collurio nazwana
nie wbijała gąsienic na kolce tarniny.
Jednakże, poza tą chwilą, co wiemy o Naturze
Nie świadczy na jej korzyść. Nasza nie jest gorsza.
I tylko, bardzo proszę, bez tych ubolewań.
III
Gdybym wiedział to jedno, nic, tylko to jedno:
czym różni się żal za grzechy od urażonej ambicji.
Otwierają się korytarze z minionego drzewa,
atłasowy pantofelek stuka na ciepłej pochylni,
szyja droga, zapach jej trwa na wieki,
a już biegną siepacze z dowodami zbrodni:
wysiękiem krwi na przedmieściu, zapomnianym nożem.
I kiedy mnie ścigają do rana po schodach,
nie rozumiem, padając, czepiając się kotar
czy moja rozpacz to żal doskonały
czy tylko wstyd, że ginę bez honoru.
Potem przed lustrem badam obrzękłe powieki.
I dlatego, jak myślę, pisałem do Aleksandra
doradzając mu, żeby ukrócił związki młodzieży
(znajdziesz to, Hermancjo, pod datą 1820 roku).
Nie znosiłem tych uczniów głupiego Jana Jakuba,
zazdroszcząc im, bo wierzyli we własną szlachetność.
Jestem przeciwny notom autorskim, niestety jednak nie da się tutaj uniknąć komentarza. Imię Hermancja jest wybrane dowolnie i nie oznacza żadnej postaci historycznej. Natomiast w części III opowiada swoje sny jakby pesymistyczny obrońca porządku z czasów Świętego Przymierza, zapewne Metternich, skoro on to właśnie napisał w 1820 roku list do cara Aleksandra I zawierający trafną analizę politycznych następstw romantyzmu (choć nie używał tego terminu). Przychodzi mi też na myśl, że treść mego wiersza przypomina trochę rozmowy o uduszonej Angielce pomiędzy carem Mikołajem i W. Ks. Konstantym u Słowackiego.
Czesław Miłosz
da “Gucio zaczarowany”, 1965, in “Czesław Miłosz, Utwory poetyckie. Poems”, Michigan Slavic Publications, Ann Arbor, 1976